Nasze pierwsze rowerowe wakacje. Z pożyczonym namiotem, przyczepką dla dziecka przerobioną na turystyczną, z długą listą rzeczy, które teraz uznalibyśmy za niezbędne ... , bez doświadczenia spędzania czasu w podobnym sposób wyruszyliśmy na trasę od której śmiało można zaczynać swoje rowerowe przygody. Jej opis znalazłam w jednym z wydań magazynu Rowertour (źródła inspiracji wielu kolejnych wakacji), 400 km w 10 dni na bezpiecznej dla dzieci trasie - jak na pierwszy raz wystarczające.
01.08.11 (poniedziałek) Do Wiednia dojechaliśmy ok 17tej, kierunek Park and Ride Sibenhirten - miejsce postoju naszego auta na czas podróży, po przepakowaniu rzeczy metrem dojechaliśmy na dworzec Westbanhof (ok.15 min). I tu czekała nas niespodzianka. Okazało się, że jedyny pociąg z możliwością przewozu rowerów do Passau jest już pełny, najbliższy z przesiadką w Wels - rano! W poszukiwaniu rozwiązania udaliśmy się na przejażdżkę po Wiedniu. Podjęliśmy próbę dotarcia do kempingu, próbę nieudaną, poruszanie się niewydzielonym pasem dla rowerów niezbyt bezpieczne.
02.08.11 (wtorek) Z kempingu ruszyliśmy więc w stronę dworca, gdzie po godzinie spędzonej na ławeczce usłyszeliśmy, że dworzec jest zamykany w godzinach 01.00 - 04.00. No to zamiast "wygodnej" ławki na dworcu czekała nas równie "wygodna" na peronie. Widok śpiących dzieci i sterty rowerów kazał jednak jednemu z ochroniarzy ukryć nas w jadalnym boksie, grzecznie wykonaliśmy polecenie aby nie drażnić innych podróżnych. Dwie godziny absolutnej ciszy, bo już o 3.00 życie na dworcu zaczynało się budzić patrz wypieki rogalików. 4.00 - pozostały jeszcze "tylko" cztery godziny do odjazdu pociągu.
02.08.11 (wtorek) Z kempingu ruszyliśmy więc w stronę dworca, gdzie po godzinie spędzonej na ławeczce usłyszeliśmy, że dworzec jest zamykany w godzinach 01.00 - 04.00. No to zamiast "wygodnej" ławki na dworcu czekała nas równie "wygodna" na peronie. Widok śpiących dzieci i sterty rowerów kazał jednak jednemu z ochroniarzy ukryć nas w jadalnym boksie, grzecznie wykonaliśmy polecenie aby nie drażnić innych podróżnych. Dwie godziny absolutnej ciszy, bo już o 3.00 życie na dworcu zaczynało się budzić patrz wypieki rogalików. 4.00 - pozostały jeszcze "tylko" cztery godziny do odjazdu pociągu.
Dwie godziny do Wels minęły bardzo szybko, obawialiśmy się trochę przesiadki, zmiana peronów wraz z przyczepką nie należy do najprostszych. Obawy rozwiała winda, która pozwoliła przemieścić się sprawnie między peronami.
12.00 - nareszcie w Passau, dwie godziny na doprowadzenie się do porządku i przybranie postaci turysty rowerowego. Droga rowerowa rozpoczyna się niedaleko informacji turystycznej. Cel - kemping w Kasten. Cel osiągnięty - w Kasten nie było żadnego problemu z noclegiem i w ten sposób mamy za sobą pierwszą noc pod namiotem.
Passau - Kasten ok. 20 km (brak licznika)
Kasten
03.08.11 (środa) O godzinie 11.40 wyruszyliśmy na trasę. W Engelhartszell (małe wyludnione miasteczko z zamkniętym Sparem) przeprawiliśmy się na drugą stronę Dunaju (wcześniej można było tego dokonać na zaporze w Jochenstein). Północnym brzegiem dotarliśmy do Schlogen - osławione miejsce zawrotu rzeki o 180 stopni, a nastpnie z powrotem na drugi brzeg. Trasa cywilizowana, ale od wyjazdu z Kasten nie napotkaliśmy żadnego sklepu, w Inzell poinformowano nas, że najbliższy sklep znajdziemy 16 km stąd w Aschach. Odcinek z Inzell do Kobling widokowo warty zanotowania.
Kasten - Kaiser 44 km / 64 km
Kaiser
Droga do Ottensheim okazała się pasem do treningu do jazdy szosowej. Dalej drogą szybkiego ruchu (oczywiście z wydzielonym pasem) z szumem aut dotarliśmy do Linz - stolicy kultury europejskiej z 2009 roku. Zjechaliśmy z trasy, żeby zobaczyć rynek i zjeść obiecane lody. Chylimy czoła przed rozwiązaniami, które pomagają rowerzystą poruszać się po takim mieście, kolejne pochylenie przed tym co proponują mieszkańcom zielone pola za miastem - Pleschinger AU. Pełno tu biegających, maszerujących , jeżdżących na rowerze...
Kaiser - Pichlinger See 68 km / 132 km
Pichlinger See
05.08.11 (piątek) Z kempingu nie kierowaliśmy się na główną drogę (R1) postanowiliśmy bowiem zwiedzić jeszcze St. Florian i Enss. Wiejskimi drogami dotarliśmy do opactwa w St.Florian, którego rozmiar zrobił na nas wrażenie.
Wracamy na dunajskie ścieżki, przeprawiamy się do Mauthausen. W planie był dojazd do Mitterkirchen, plany pokrzyżował objazd przez Perg (zamiast kilku, kilkanaście kilometrów) no i marzenie młodego o pierwszym kempingu o trochę wyższym standardzie. Mijany przez nas kemping aż prosił się o jego odwiedziny. Problem tylko w 30tu przejechanych kilometrach... Wcześniejsza godzina przybycia na kemping pozwoliła na pewne konieczne i wymagające czynności np. pranie, zmianę opatrunku Marcinowych palców - jeden najwyraźniej prosi się o statut zwichniętego oraz szaleństwa na placu zabaw. W nocy lało, pranie będzie schło na przyczepce a my będziemy spoglądać w niebo w oczekiwaniu na słońce...
Camping Pichlinger See - Camping Au 29 km / 161 km
Camping Au
06.08.11 (sobota) Słońce było i to piękne tego dnia a obiad w jego pełni niezwykle smaczny... W Perg przez który przejazd wymusił objazd poczyniliśmy zakupy i schroniliśmy się na chwilę przed próbującym nas postraszyć deszczem. Postój w Mitterkirchen, gdzie można było zobaczyć co uczyniła tu powódź z 2002 roku. Stamtąd przez Mattensdorf udaliśmy się do mostu w Grein, gdzie zamieniliśmy północny brzeg na południowy.
Smak obiadku spożytego na ławce ze stolikiem, z widokiem na Dunaj - niezapomniany!
No i ruszyliśmy na ostatni odcinek trasy, noc spędziliśmy w Willersbach.
Camping Au - Camping Willersbach 45 km / 206km
Camping Willersbach
07.08.11 (niedziela) Z kempingu wyruszyliśmy w pogodzie będącej mieszaniną pełnego słońca i groźnie wyglądających chmur. Udało nam się zwiedzić planowane Muzeum Historii Rowerów w Ybbs.
Kolejny przystanek - Pochlarn i obiecany niedzielny obiadek czyli pizza. Z pełnymi brzuchami dotarliśmy do kempingu w Melk. Nic specjalnego a na dodatek połowę pola zajmowała młodzież stąd decyzja o poszukiwaniu noclegu po drugiej stronie rzeki. Plany jednak zostały zmienione i południowym brzegiem dotarliśmy do kempingu w Schonbuhel położonym u stóp kościoła.
Camping Willersbach - Camping Schonbuhel 42 km / 248km
08.08.11 (Poniedziałek) Powyższe zdjęcie pochodzi z dnia opuszczania kempingu, dzień wcześniej czyli właśnie w poniedziałek lało prawie cały dzień - po raz pierwszy przyjdzie nam pozostać na tym samym kempingu kolejny dzień. Plany zwiedzania Melku nie powiodły się. Około 14tej udaliśmy się w przeciwną stronę - w stronę ruin zamku Riune Aggstein. Droga prowadziła przyrodniczą ścieżką dydaktyczną, wyłaniające się spoza mgły ruiny zamku kazały zadać sobie pytanie "A niby jak my się tam dostaniemy?" Ano trzeba było podjechać (Tomek) lub częściowo podprowadzić rower (reszta) - 2,5 km porządnej deptaniny ale nikt nie miał wątpliwości że było warto, pomimo mgły i drażniącej mżawki. Dolina Wachau u stóp, gdzieś w oddali jawiły się górskie szczyty.
Zjazd pozwolił co poniektórym rozwinąć skrzydła, powrót odbył się pod znakiem poszukiwania sklepu, zakup pierożków a'la Mikołajek spełnienie marzeń. "Ale ostrzegam, że będzie po domowemu; To dobrze zmęczyło mnie to, że każdy czuje się zobowiązany podać mi homara w majonezie kiedy przychodzę na kolację" Rano obudziło nas słońce i silny wiatr...
Camping Schonbuhel - Ruine Aggstein - Camping Schonbuhel 23 km / 271km
W Aggsbach Markt ostatni rzut oka na zdobyte wczoraj Ruine Aggstein a potem przejazd przez Spitz, gdzie każde podwórko było miejscem degustacji wina. My oddaliśmy się degustacji w St. Michael, zaopatrując się w popularny Reasling. W informacji w Spitz pani poinformowała nas, że jeżeli chcemy nocować na drugim brzegu warto przeprawić się już teraz, my naiwnie liczyliśmy na przerwę w Durnstein. No i naiwnie się przeliczyliśmy, do planowanego Rossatzbach można było się dostać do 18.30. Warto zanotować, że Durnstein ze swoją niebieską wieżą pięknym miasteczkiem jest. Nie pozostało nam nic innego jak dojechać do Krems. Podziwiając kolejne winnice oraz mając przed sobą widok opactwa w Goting dotarliśmy na kemping. Tam na tlącym się płomieniu, w świetle latareczki, w podmuchach zimnego wiatru spożyliśmy lekko ciepławe parówki ...
Camping Schonbuhel - Camping Krems 48 km / 319km
Camping Krems
09.08.11 (Środa) Dzisiaj opuściliśmy kemping w ostatniej możliwej chwili czyli o 12.30. Zwiedziliśmy Krems, napełniliśmy brzuchy i bez uczucia głodu dotarliśmy do Zwenterdorf. Droga prosta jak do Ottensheim, nic specjalnego się nie działo. Kemping pozytywnie nas zaskoczył - ceną i spokojem i negatywnie - bardzo zimną nocą.
Wieczorem miał miejsce międzynarodowy meczyk piłki nożnej.Przed nami ostatni odcinek trasy Zwenterdorf - Wien.
Camping Krems - Camping Zwenterdorf 41 km / 360km
Camping Zwenterdorf
10.08.11 (Czwartek) Droga do Tulln wiła się wśród małych miejscowości, na bardzo ładnym tullnskim rynku spożyliśmy tradycyjnie lody i zniecierpliwieni brakiem widoku Wiednia ruszyliśmy na trasę. Ostatnie dni spędziliśmy na kempingu w Klosterneuburg. Czas dojazdu autobusem do Wiednia ok. 15 minut, autobus podjeżdża co 10 minut. Widok zapakowanych rowerzystów powoduje, że łezka kręci się w oku ... Poniżej zdjęcia z wiedeńskich wycieczek, zapamiętane po wsze czasy - karmienie pingwinów w zoo w Schonbrunn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz